Nikomu niczego nie żałuję, tylko sobie

Dosyć często spotykam się na sesjach z kobietami, które są szczodre wobec innych, ale sobie odmawiają wielu rzeczy. Dbają o bliskich i mają dużo serca dla „pokrzywdzonych przez los”, troszczą się o zwierzęta, przyrodę, ale …nie o siebie.

Gdy dzieci o czymś marzą lub partner albo rodzice czegoś potrzebują, są skłonne zrobić wiele, żeby im to dać. Fundusze wykopią spod ziemi, uruchomią znajomości i podejmą niezbędne działania, twierdząc, że to wszystko robią w imię miłości. Nie zawsze troska o innych wymaga dużego wysiłku lub zdobycia pieniędzy, często potrzebne środki są zgromadzone na koncie, ale zawsze jest DECYZJA – KOMU I CO CHCĘ DAĆ.

Zdarza się, że rodzina ma priorytet, uprzywilejowana pozycję, a ograniczenia w spełnianiu potrzeb dotyczą tylko tych troskliwych kobiet. Ostatnio usłyszałam zdanie obok którego trudno przejść obojętnie: „NIKOMU NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ, TYLKO SOBIE”. Mocne, nieprawdaż … TAK - dla innych, NIE - dla siebie ☹

Gdy pada takie lub podobne stwierdzenie, szukamy w trakcie procesu coachingowego z czego wynika ta nierówność i gorsze traktowanie swojej osoby. Na przykład może ono być wyrazem BRAKU MIŁOŚCI i SZACUNKU do siebie samej lub wypływać z POCZUCIA WINY. Poznanie źródła tej postawy umożliwia klientce dokonanie realnej i trwałej zmiany w postrzeganiu siebie, swoich potrzeb, praw i dążeniu do ich zaspokojenia. Z reguły za takim krzywdzącym stwierdzeniem kryje się rana i towarzyszący jej ból, które nie zawsze są uświadomione i często pochodzą z dzieciństwa, bywają „wyssane z mlekiem matki” lub „odziedziczone po przodkach”. Przyglądamy się temu i opatrujemy ranę, aby wreszcie mogła się zagoić.

Z mojej pracy z klientkami wynika, że w przytoczonym powyżej i podobnych stwierdzeniach może się kryć odczucie, że jestem

NIEWAŻNA – przez całe życie ktoś był ważniejszy niż ja (mama, tata albo rodzeństwo), a moje potrzeby umniejszane lub bagatelizowane, więc kontynuuję ten program, daję innym, troszczę się, usuwam w cień, bo dzięki temu mam swoje miejsce w rodzinie, prawo do życia i poczucie bycia ważną,

NIEKOCHANA  – najpierw przez mamę albo tatę, a później przez innych i ze wszystkich sił staram się wypełnić tą pustkę, poczuć miłość, doświadczyć jak to jest być kochaną, karmiąc się czyimś szczęściem i zadowoleniem, mając nadzieję, że i mi coś kapnie, albo ktoś odpłaci mi tym samym,

NIEZASŁUGUJĄCA – nauczyłam się, że miłości nie dostaje się za darmo, trzeba najpierw na nią zasłużyć, wykazać się, napracować, a jak jestem niedobra / niegrzeczna / zła, to nic nie dostanę, ale gdy dam z siebie wszystko albo zrezygnuję z siebie, to będę godna czyjejś miłości, uwagi, akceptacji i przynależności,

NIEWYSTARCZAJĄCA – ciągle mnie porównywali do innych, stawiali wymagania, którym nie potrafiłam sprostać, mówili że czegoś mi brak, że mam się jeszcze bardziej starać by spełnić oczekiwania, a dzięki trosce o innych przez chwilę czuję się dobra, troskliwa, kochająca,  a to wszystko czego pragnę,

Te odczucia mogą rodzić podświadome przekonanie o byciu złą osobą i zasługiwaniu na karę i dlatego ta cudowna kobieta ciągle czegoś  sobie ŻAŁUJE, ODMAWIA, REZYGNUJE, UMNIEJSZA, POŚWIĘCA SIĘ i STAWIA INNYCH NA PIERWSZYM MIEJSCU. Nie kupi karnetu na jogę, zrezygnuje z kosmetyczki, nie sprawi sobie modnego ciucha (ewentualnie sama uszyje sobie kieckę, będzie taniej), nie pojedzie na warsztat rozwojowy, nie pójdzie do konsultanta totalnej biologii, coacha lub psychoterapeuty tylko posłucha czegoś w internecie za darmo, bo dla niej już nie starcza pieniędzy (ewentualnie kupi książkę).  Ale wyraża pełną gotowość aby pomóc innym spełniać ich marzenia i potrzeby, nawet jeśli są dokładnie takie same, jakich sobie odmawia.

Skąd się może brać taka postawa?

Wydaje się, że to miłość jest pobudką, ale gdy się dokładnie przyjrzymy, okazuje się że może wynikać z POCZUCIA BRAKU lub Z KONIECZNOŚCI DAWANIA.

I co się często okazuje?

Że dawanie z tego poziomu nie przynosi prawdziwego szczęścia. Radość trwa tylko chwilę, gdy widzi,  że sprawiła komuś przyjemność. Albo w ogóle jej nie ma, bo zabrakło podziękowania, wdzięczności, a „ja tyle wysiłku w to włożyłam”. Czasem wręcz mówi, że czuje się niedoceniana, umniejszana, wykorzystywana, nieszanowana, ale mimo to, nie potrafi zmienić swojej postawy, żyjąc w poczuciu ogromnego niezadowolenia i braku spełnienia.

Nierzadko okazuje się, że nie tylko ona tak funkcjonuje, gdyż jest to program przenoszony przez kobiety z pokolenia na pokolenie. „Tak żyła mama, babcia i ja też tak żyję i boję się, że moja córka też tak będzie miała”. I dopiero myśl o tym, że dziecko może iść w ten sposób przez życie jest na tyle trudne do zniesienia, że zaczyna szukać pomocy, jest gotowa coś zmienić (bo przecież nie dla siebie, sama nie potrzebuje pomocy).

Jest niemałe prawdopodobieństwo, że w życiu jej rodziców lub innych członków rodu miało miejsce jakieś wydarzenie, które zrodziło poczucie winy, bycia osobą niewystarczającą, niekochaną, nieważną, niewystarczającą i krąży w polu energetycznym rodziny, przykleja się, otula niczym niewidoczny szal. Może ktoś zadbał o siebie, a przez to ucierpiał ktoś inny i teraz ja, w imię rodowego poczucia winy, odmawiam sobie, żeby nikt już nie ucierpiał. Albo kontynuuję historię braku miłości i próby zdobycia jej przez poświęcanie siebie czy też z innego powodu.

Warto odkryć programujące wydarzenie, zrozumieć schemat i uwolnić energię, aby móc, krok po kroku, z szacunku oraz miłości do siebie i innych, wypełnić pozostałą po nim przestrzeń upragnionym stanem bycia WAŻNĄ, KOCHANĄ, ZASŁUGUJĄCĄ, WYSTARCZAJĄCĄ (i „jako efekt uboczny” przekazać to odczucie potomkom 😊). By zastąpić zdanie „Nikomu niczego nie żałuję, tylko sobie” następującym - „DAJĘ SOBIE I INNYM”. Brzmi dobrze, prawda?

By mogło się to stać potrzeba trochę wysiłku i pracy, ale przede wszystkim DECYZJI – „TAK, JESTEM GOTOWA ZROBIĆ COŚ DLA SIEBIE”. Bez niej nic się nie zmieni, a poczucie braku zadowolenia i niespełnienia będzie wiernym towarzyszem… A jeśli sobie odmawiam, to moje zasoby się kurczą, nie odnawiają i za chwilę okaże się, że już nie mam z czego dawać. I co wtedy …?

A jak jest u Ciebie?

CZY JESTEŚ DLA SIEBIE TAK SAMO WAŻNA JAK INNI?

Zdjęcie Pawel Kozera z Pixabay

Czy ja naprawdę żyję?

Przed nami 1 i 2 listopada, dni które w naszej rodzimej tradycji poświęcamy pamięci osobom, których nie ma już z nami. Odwiedzamy groby, aby zapalić dla nich  symboliczne znicze. Towarzyszy nam świadomość, że ich czas już minął, że już nic nie mogą zrobić i zmienić.  Przywołujemy wspomnienia, śmieszne lub trudne historie, rozważamy jacy byli,  jakie zostawili po sobie wspomnienia i ślady. Zdarza się, że oceniamy jakość ich życia - „dziadek miał dobre życie, bo…”, „babcia miała ciężko, bo…”, „wujek był taki pogodny i czerpał z życia garściami”, itp.  

A gdyby tak poświęcić chwilę refleksji nad własnym życiem, póki jeszcze trwa i coś można zrobić, coś zmienić… Patrząc na to jak obecnie wygląda Twoja codzienność i  w jakim kierunku zmierzasz, co mogłabyś powiedzieć w ostatniej minucie życia o tym, jak przeszłaś tą ziemską wędrówkę?

„To było piękne doświadczenie, choć nie zawsze łatwe, nie wszystko zrobiłam tak, jakbym chciała, ale odchodzę spełniona, dałam sobie tyle ile mogłam, wypełniłam swoją misję”

a może raczej

„Żałuję, że czegoś nie zrobiłam, zmarnowałam swoje życie, mogłam inaczej, ale zabrakło mi odwagi, bałam się oceny, nie wierzyłam, że dam radę, nie zasługiwałam, nie było mi wolno, coś mi stało na drodze…”

Jeśli udzieliłabyś pierwszej odpowiedzi – gratulacje!  Możesz dalej nie czytać 😉

Jeśli drugiej, zastanów się czy czujesz, że naprawdę żyjesz czy raczej wędrujesz obok życia, wykonując obowiązki, zarabiając na chleb, wychowując dzieci, bo tak należy, bo tak Cię nauczono, bo na tym polega życie...

Dosyć często słyszę na sesjach określenia typu:

„Jestem jakby nieobecna w moim życiu”

„Czuję, że wegetuję”

„Mam wrażenie, że nie żyję swoim życiem”

„Czuję, że życie przecieka mi między palcami”

„Rozmieniam się na drobne”

„Moje życie na mnie czeka, a ja nie wiem jak je znaleźć”

Jeśli któreś z tych stwierdzeń jest Twoje, ale rodzi się w Tobie gotowość do zmiany, do zajęcia przeznaczonego Tobie miejsca, aby czuć, że żyjesz pełnią życia, na sto procent, to …gratulacje!

Stoisz właśnie przed otwartymi drzwiami, za którymi możesz zostawić to, co Cię nie wspiera, nie służy, a zabrać ze sobą wszystko co sprzyja Twojej ziemskiej wędrówce. By czuć, że masz jasny cel i towarzyszy Ci głębokie poczucie sensu. By wieść autentyczne życie, w zgodzie z własnymi wartościami i tym, do czego serce się rwie. By realizować swoją legendę, korzystać z możliwości jakie Wszechświat podsuwa, rozwijać talenty dla swojego dobra i innych. By wstawać rano z ochotą i ciekawością co ten dzień przyniesie, do czego Wszechświat cię zaprosi, z przyjemnością iść do swojej pracy i obowiązków. Jednym słowem, żyć w zgodzie z własnym powołaniem, w poczuciu spełnienia i obfitości. Do Ciebie należy decyzja, czy przekroczysz ten próg i … zaczniesz naprawdę żyć!

Aby Ci w tym pomóc, proponuję ćwiczenie coachingowe, które pomoże Ci podjąć decyzję i wykonać ten ważny krok. Uprzedzam, to może być mocne przeżycie…

Ćwiczenie coachingowe - epiutafium

Znajdź czas i miejsce, w którym możesz być sama ze sobą i nikt nie będzie Ci przeszkadzał. Weź dwie kartki papieru i coś do pisania. Wycisz się, zostaw za sobą codzienność, spowolnij i pogłęb swój oddech i wtedy napisz swoje epitafium, czyli tekst, który mógłby znaleźć się na Twoim nagrobku.

Na pierwszej kartce napisz epitafium, o tym jak upłynęło Twoje życie, jeśli nic by się nie zmieniło. Co osiągnęłaś, jak się czułaś, jakim cieszyłaś się zdrowiem, z kim spędziłaś swoje życie, jak żyłaś. Niech ten tekst będzie emocjonalny i odzwierciedli stan towarzyszącego Ci niezadowolenia. Daj sobie chwilę, by z tym pobyć, poczuć, może nawet uronić łzę współczucia dla siebie samej ☹

Gdy napiszesz to epitafium, wstań, zmień pozycję, jak możesz przesiądź się, aby wejść w inną energię i weź kilka pogłębionych oddechów. Następnie napisz epitafium spełnionej i szczęśliwej kobiety, czyli jak upłynęło Twoje życie, gdy zmieniłaś jego jakość, wyszłaś ze starych schematów i zajęłaś swoje miejsce. Co osiągnęłaś, jak się czułaś, jakim cieszyłaś się zdrowiem, z kim spędziłaś swoje życie, jak żyłaś. Opisz i poczuj stan, kiedy podążasz za tym, co Wszechświat pragnie Ci zaoferować.

Następnie zobacz jak wypada  porównanie jednego i drugiego tekstu o Tobie i Twoim życiu? Które życie chcesz zrealizować? Jestem pewna, że wybierzesz to drugie 😉 Zastanów się, co możesz zrobić aby ta wizja stała się rzeczywistością. Jaki możesz wykonać pierwszy krok i zrób go 😊

Jeśli nie czujesz się na siłach samodzielnie przeprowadzić taką wielką zmianę,

JESTEM TUTAJ BY TOBIE POMÓC 😊

Skorzystaj z gratisowej konsultacji aby przekonać się, jak mogę Cię wesprzeć na drodze do spełnionego życia 😊

Obraz Alicja z Pixabay

Czym jest wolność?

W trakcie jednej z ostatnich sesji coachingowych „wypłynął” temat wolności. To niezwykle ciekawe i szerokie pojęcie, które ma wiele definicji i bywa różnie rozumiane. Wiele z nas mówi o tym, że wolność jest dla nich bardzo ważną wartością, którą chcą osiągnąć w życiu. I stawiają przy tym wiele warunków, które muszą być spełnione, aby mogła ona zaistnieć. Najczęściej sprowadza się to do sformułowania w rodzaju: „Będę wolna, gdy …osiągnę / zdobędę / zrobię / będę gdzieś / będę jakaś / będę pracowała lub żyła tak i tak / dzieci dorosną / …” (w miejsce kropek możesz wstawić swój warunek dla wolności).

W tym momencie pojawiają się dwa pytania:

  1. Czy stawianie jakichkolwiek warunków dla wolności nie jest automatycznie jej ograniczaniem?
  2. Czy wolność można osiągnąć, wywalczyć, czy też jest to stan, który po prostu jest w nas i tylko trzeba go dostrzec i pozwolić zaistnieć?

Okazało się, że odpowiedzi na obydwie wątpliwości są powiązane, jedna wynika z drugiej. Jest duże prawdopodobieństwo, że w momencie spełnienia założonego warunku poczujesz chwilową radość i wolność, która jednak może okazać się ulotna i nietrwała, szczególnie w porównaniu do wysiłku i wyrzeczeń, które podjęłaś aby osiągnąć upragniony stan. Wtedy często przychodzi rozczarowanie, smutek, a może frustracja i rezygnacja oraz poczucie „nigdy nie będę wolna”. Albo możesz przejść do działania i sformułować kolejne założenie, którego realizacja, tym razem na sto procent, doprowadzi Cię do cieszenia się upragnioną wolnością. Co będzie dalej… możesz się z łatwością domyśleć…

Nierzadko obficie okraszasz  wszystko słowem „muszę”.  „Muszę zrobić to i tamto / zostawić to i tamto / być tu i tam / mieć to i to…” (w miejsce kropek możesz wstawić swoje „muszę”), które samo w sobie jest zaprzeczeniem jakiejkolwiek swobody. Stawiasz sobie różne poprzeczki i ograniczenia nie tylko na drodze do osiągnięcia wolności, ale samej wolności jako takiej. Zamykasz ją w jakimś pudełku z etykietą i starasz się w nim zmieścić, nazywając ten stan wolnością.

W tym momencie przechodzimy płynnie do drugiego pytania. Wolność nie jest czymś, co możesz osiągnąć lub zdobyć, czy też zapracować na nią. Jest stanem, który może ukazać się w każdej chwili, bez wielkiego wysiłku i wyrzeczeń, w momencie, gdy zaakceptujesz siebie i swoje życie, poczujesz się wolna, bez względu na zewnętrzne okoliczności. Może to trwać ułamek sekundy, kilka minut, godzin, … ale jest to tak szczególne uczucie, że będziesz wiedziała na sto procent, że to jest stan wolności. A gdy już raz go doświadczysz, będziesz chciała kontaktować się z nim jak najczęściej 😊

To stan wolności wewnętrznej, w której podejmujesz autonomiczne decyzje na bazie akceptacji i miłości, nie uwarunkowane przeszłością czy też oczekiwaniami. To filozofia przyjęcia innej postawy wobec siebie i życia. Możesz zamienić „muszę” na „chcę” i czuć się wolną, nawet w codziennych obowiązkach. Zamiast „muszę ugotować obiad, żeby dzieci nie były głodne” możesz zechcieć przygotować posiłek, żeby w ten sposób wyrazić swoją miłość i troskę. Albo zabrać rodzinę do restauracji, zaangażować bliskich w pomoc czy też wybrać inną opcję, taką którą najbardziej czujesz w danej chwili 😉 Ta drobna zmiana pozwala wyjść z ograniczeń i dokonywać świadomych wyborów, które jednocześnie wynikają z wolności i są jej wyrazem.

W czasie tejże sesji „wykluły nam się” dwa odrębne pojęcia – wolność wewnętrzna i wolność finansowa, która często utożsamiana jest z tą pierwszą. Nierzadko towarzyszy nam przekonanie, że pieniądze dają wolność, gdyż dzięki nim możemy kupić wszystko, czego pragniemy i robić to, na co mamy ochotę. I równie często okazuje się, że żeby je zdobyć w odpowiedniej ilości wykonujemy pracę, której nie lubimy. Albo wykonujemy ją w takim stanie ducha i nastawieniu, że tylko odliczamy dni i godziny do weekendu. Czy też wkładamy dużo wysiłku w to, aby ten poziom materialny utrzymać. Czy to jest wolność?

Prawdziwa wolność finansowa wynika z wolności wewnętrznej, ale nie na odwrót. I dlatego warto ją odnaleźć w sobie, aby móc cieszyć się i w pełni korzystać z tego co już posiadamy i co jeszcze osiągniemy 😊

Kończę te krótkie rozważania o wolności cytatem z książki „Człowiek w poszukiwaniu sensu” Victora Frankla. Może zechcesz przemyśleć albo poczuć i przyjąć te słowa:

„To właśnie nasza wewnętrzna wolność,

której nikt nam nie jest w stanie odebrać,

nadaje życiu sens i znaczenie.”